Halo, to jsem já, vaše štěně. Přicházím!

piątek, 29 kwietnia 2016
data:post.title
Ucałowałam Marcina, pomachałam mu ręką na pożegnanie i z sercem na ramieniu czekałam na wiadomości. Mąż ruszył w trasę Holandia - Czechy po kolejny pogrom w naszym domu. Jakby jeden to było mało. Tupot szczenięcych łapek niczym trzęsienie ziemi zbliżał się wielkimi krokami. Śmialiśmy się, że jeśli pojedzie po młodego i ten zachowa się identycznie jak nasza hiena to "Run, Martin run!". Heh, nic z tego :) Dzieciak jest bardzo kontaktowy.
Xtremo Aurico Dajavera
Coraz częściej widzę pojawiające się pytania "możecie polecić hodowlę?". Odpowiedzi są różne, od pozytywnych po gromy z jasnego nieba. A niech jeszcze ktoś śmie zaznaczyć, że najlepiej w swojej okolicy... Nawet gdyby była, to i tak interesant będzie musiał przełknąć przygotowaną mu dawkę ironii. Jest to zupełnie niepotrzebne i smutne. I zniechęcające do grupy jako całości. Żółci lejącej się od obcych osób siedzących po drugiej stronie komputera widziałam aż nadto w ciągu ostatnich 10 lat i teraz mi się nie chce w tym uczestniczyć. Nie polecę hodowli bo uważam, że to mogą zrobić osoby posiadające dużo większe doświadczenie niż moje. Natomiast postanowiłam podzielić się tym, jak wyglądało nasze szukanie papitka w praktyce.

To że będzie drugi pies stało się dla nas oczywiste już 1,5 roku temu. Pomimo, że nie do końca przyjmowaliśmy to jeszcze do naszej świadomości. Jednak mieliśmy pewne warunki. Hiena skończy min. 2 lata - racja, tak postanowiliśmy. Dodatkowo ustaliliśmy, że musimy mieć zielone światło od trenera - miał nam powiedzieć, kiedy Maro będzie według niego gotowy i czy w ogóle będzie - bo to różnie bywa. Widzieliśmy się z nim 3-4 razy w tygodniu, więc po kilku miesiącach znał nas i psa dość dobrze. Oraz sami ocenimy, jak się będzie pręgus zachowywać i jaki będziemy mieli z nim kontakt.

Papitki nie spadają z nieba. 

Ponieważ uważam, że znaleźć dobrą hodowlę z dobrym miotem i załapać się na listę oczekujących to minimum rok czasu, zaczęłam nawiązywać kontakty z hodowcami. Nie po to, by już coś zaklepywać na szybko, ale by ich poznać oraz zebrać opinie o czworonogach. Liczyliśmy również, że to pomoże nam podjąć decyzję co do rasy. Podobały nam się trzy zupełnie odmienne typy psów. Każdy z nich ma w naszych oczach swoje plusy jak i minusy. Nie będę się rozchodzić jakie targały nami sprzeczne uczucia, raz w jedną raz w drugą stronę. Nie było łatwo. Dodatkowo postanowiłam wyszukać trenerów i dowiedzieć się np. jak pracuje im się z miotami z danej hodowli. Przez takie zabiegi poznałam wiele fantastycznych osób.

Nawiązałam kontakty z hodowcami z Czech, Polski, Niemiec, Belgii, Francji, Holandii i Hiszpanii.
Posiłkowałam się m.in.:


oraz zwykłym zapytaniem w google i translatorem.

To były tygodnie spędzone przed komputerem. Niestety spora część wysyłanych przeze mnie wiadomości pozostawała bez odpowiedzi. Czasami miałam wrażenie, że walę głową w ścianę. Żeby było jasne, nie pisałam jednego zdania "czy macie psy i jaka jest cena". Opisywałam kim jestem, że mamy już psa i uprawiamy z nim sport. Zaznaczaliśmy, że nie szukamy pupila na kanapę i myślimy o tym i o tamtym. Dopytywałam jeszcze o kilka rzeczy. Generalnie pisałam sporo, tak by osoba z drugiej strony miała jakiś pogląd sprawy. 

Ważne by wiedzieć jakiego chce się psa. Czy z linii eksterierowych czy sportowych. Jeżeli chodzi o Border Collie to już sprawa się komplikowała. Wiadomo, że sprawdza się zdrowie poprzednich miotów oraz rodziców (rodziców rodziców, dziadków itd.). Niestety te psy mają cały wachlarz przypadłości. Tak więc należało posiadać wiedzę o liniach, co dla mnie, osoby będącej zupełnie z boku, już było jakimś kosmosem. Poprzednie mioty musiały być zdrowe (na ile to możliwe), mi egoistycznie zależało na red merle (nie będę ściemniać, że było inaczej) nie show i oczywiście hodowla nie mogła być no name. W tym przypadku, gdyby nie pomoc znajomej, byłabym w czarnym lesie. Czyli bombardowałam ją pytaniami a ona pomagała mi weryfikować to co znalazłam. Jej pomoc dla mnie była nieoceniona. 

Jeździliśmy z Marcinem na okoliczne zawody agility by poznać ludzi i psy. Zobaczyć jak pracują. Ekipy były rewelacyjne a my dużo pytaliśmy. Po jakimś czasie musiałam sobie zrobić przerwę. Nie ukrywam, że głowę miałam kwadratową od wszystkich informacji. Nie mieliśmy też jakiegoś ciśnienia. Tu nie może być mowy o pośpiechu.


Po jakimś czasie zaczęłam otrzymywać informacje zwrotne. Niestety albo było za wcześnie jeśli chodzi o Marusia, albo my nie byliśmy pewni, albo było coś nie tak z hodowlą. Pewnego dnia trener wezwał nas i powiedział, że hiena jest gotowa. Zaświeciły nam się oczy z radości. Proponowano nam młode z miotów jednej z interesujących nas ras z Niemiec, ale trenerzy sprowadzili nas na ziemie. Jeden z rodziców cyt. "bez kija nie podchodź". Nie zdecydowaliśmy się też na malucha z Polski z ubiegłego roku (tchórz mnie obleciał). Mam kontakt z ludźmi, którzy wzięli szczeniaki i muszę przyznać, że część jest bardzo fajna.

Ze wszystkich hodowli BC mieliśmy kilka "wybranych". Natomiast bez zapowiedzi, nie mogliśmy wiedzieć jakie psy będą kryte i to wstrzymywało dalszą weryfikację. Według mnie, każdego rodzica rozpatrywać trzeba indywidualnie. Przekonałam się o tym z miotem w Holandii. Niby super hodowca, poznaliśmy na zawodach psy od niego a koniec końców pokrył sukę psem z "bagażem" genetycznym. Generalnie osoba z zewnątrz nie ma możliwości tak wnikliwego sprawdzenia co się w tym worku dzieje. Mam wrażenie, że to bardzo hermetyczne środowisko i trzeba bardzo dużo samozaparcia by osiągnąć cel. Często miałam też obiekcję z braku, bądź minimalnej ilości testów rodziców. Co przy borderach jest szczególnie istotne. Red merlaków na tapecie mieliśmy kilka i nie jest tak, że braliśmy pierwszego lepszego bo już. Zrezygnowaliśmy z nich, po zebraniu w/w informacji. Mogę podsumować to tak, że część (nie wszystkie oczywiście) hodowli w UK, Holandii i Belgii to jakaś masakra. Bałabym się tam kupić psa. A bez znajomości byśmy w tym temacie się nie odnaleźli. Dodatkowo część hodowców mi odpisywała zaraz po ogłoszeniu planowanego krycia, że już wszystkie maluchy są zarezerwowane.

Po tym przestałam ciągnąć temat bo miałam dosyć. Uznałam, że nie znajdę tego jedynego bordera o którym marzyłam. Pod koniec roku odezwała się do nas babeczka, z którą już wcześniej rozmawiałam. Podobała nam się ta hodowla. Napisała, że planuje krycie. Do tego ojciec miał być synem reproduktora, którego tak długo śledziliśmy. Sprawdziliśmy pochodzenie, testy, osiągnięcia sportowe, rozpytywaliśmy o rodziców. I tak 21 lutego dostałam wiadomość, że narodziny czas start! Siedziałam przed komputerem jak na gwoździach i nie odklejałam wzroku od poczty. O godzinie 19:38 urodził się nasz potencjalny nowy członek stada.
Aurico
Pozostało nam czekać na opinie dotyczące charakteru malucha. Jednocześnie poprosiłam o namiary do osób posiadające psy z poprzednich miotów danej suki. Napisałam do nich z pytaniem o zdrowie ich podopiecznych, charakter i ogólną ocenę hodowli.  

I tak oto po wielu miesiącach poszukiwań, wątpliwości i pokonywania przeszkód trafił do nas Aurico.  

1 komentarz

  1. Jestem pelna podziwu ze tak długo wybieraliście borderka. Jest prześliczny❤ najładniejszy border jakiego widziałam 😉

    OdpowiedzUsuń