Love Krowe

poniedziałek, 18 kwietnia 2016
data:post.title
Nasz typek coś z krowami ma.  Biada temu domowi, gdzie dobodzie krowa bykowi. Maro chyba zapragnął przewąchać czy on krowy czy one jego. Ale nie takie dzikie, spotykane na codziennych spacerach. Te nudne. Sprawdził. Za to łaciate? Mmmm pełen wypas! Wof,wof.

Pierwszy raz miałam przekonać się o tym w bardzo bolesny sposób.

Byliśmy na wakacjach w górach. Młody miał wtedy raptem 7 miesięcy. Wyluzowany spacer, słońce grzeje, szumi wiaterek. Czysta dawka relaksu. Maro biegał na 10 metrowej lince, którą z lenistwa przewiązałam sobie w pasie. Schodziliśmy ścieżką podziwiając widoki. Dzyń, dzyń. Zrelaksowani i zatopieni w myślach. Nie zarejestrowaliśmy zbliżającej się katastrofy. Dzyń, dzyń. Ukazała nam się polana pełna krów z założonymi dzwoneczkami. Oooo jakie ładne - stwierdziliśmy. Nie wiem, jak to możliwe, jakieś zaćmienie mózgu mieliśmy czy co? W mgnieniu oka przeleciało obok nas coś pręgowanego, a za nim powiewała pomarańczowa smycz. O kur*a! Tylko na tyle było mnie stać w danym momencie. Nagle poczułam silne szarpnięcie i już leciałam niczym szybowiec. Z dużą prędkością wbiłam się kawałek dalej w kamienne podłoże zdzierając skórę. Po chwili swoim ciężarem zatrzymałam niespodziewaną atrakcję turystyczną.  Uniosłam głowę nie zwracając uwagi na odpadające z mojej twarzy kamyczki i z mordem w oczach patrzyłam na drugi koniec liny, gdzie był gnojek skaczący i merdający ogonem do krówek. Dzyń, dzyń. Podniosłam się z tej porażki by jeszcze zarejestrować, że nasz wyskok zniszczył ogrodzenie. W tym momencie doszedł do mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. Oburzona zapytałam męża dlaczego mi nie pomógł? (Na kimś przecież trzeba się wyładować) "Kotek, ja tylko zdążyłem zauważyć spody Twoich butów w powietrzu". Pfff też mi wsparcie. Dobrze, że chociaż ogrodzenie naprawił.

Niczym u Hitchcocka

W Holandii normalne jest, że trasy turystyczne przechodzą przez czyjeś pastwiska. I na jednym z nich się zgubiliśmy. Jak to bywa, owczym pędem poszliśmy za osobami przed nami i klops. Nie mogliśmy znaleźć przejścia. Postanowiliśmy się wycofać i nagle.... Ścieżka za nami zaczęła wypełniać się krowami. Wszystkie przyszły! Co do jednej. I się nie zatrzymały, o dziwo szły dalej. Prosto na nas. Jak zorientowałam się CO jest ich celem i KTO trzyma smycz tego "celu", trochę się zdygałam. Zobaczcie sami...




Próbowałam je przegonić ale równie dobrze mogłam się schować w buty. 

I tak już zostało. Pręgowane vs łaciate. Nie istotnie czy prawdziwe czy sztuczne ;) Poniżej Maro zobaczył potykacza sklepu z serami. 



1 komentarz

  1. "W mgnieniu oka przeleciało obok nas coś pręgowanego, a za nim powiewała pomarańczowa smycz. O kur*a!"
    Jakbym czytała Pamiętnik pilota samolotu TU 154...
    To jedno, najbliższe nam Polakom słowo, z nim giniemy na ustach.
    Ból, horror i...o kur*a! ;)

    OdpowiedzUsuń