People are strange

środa, 13 stycznia 2016
data:post.title

Can I pet your dog?



Powinnam być uodporniona. Powinnam, tłumaczę to sobie za każdym razem. Wdech, wydech. A tych razów zebrało się trochę. Od 10 lat przecież mam fretki. Fajne! Puchate! "Chętne" do zabaw z dziećmi np. No, całymi dniami marzyły tylko o tym, by wyjść na spacer i bawić się z dziećmi, psami, obcymi ludźmi itp. itd. Ja zresztą też! No bo w jakim INNYM celu zabierałabym je na dwór. Te, no te "kurzofretki". Wiem, wiem trochę jadu się leje ale ... może polać coś lepszego.

Generalnie zauważyłam, że ludzie oczekują, aby pies - jakikolwiek - spotkany na ulicy merdał ogonkiem, dał się targać za ucho... a nie, przepraszam, już poprawiam... dał się klepać po głowie i zjadł przysmaczek ze wzrokiem maślanym i rozlazłym. Czary mary, a co się dzieje kiedy bajka się kończy? Ile razy ktoś obcy machał paluchem waszym ogonom przed nosem? Wkładał łapy do klatki czy transportera prosząc się o nieuniknione, he? No psiarze i fretkowcy, przyznawać się!

Pozwoliłam sobie zrobić kategorie ludzi, których spotykamy:

I. Po co pytać, czy można ?

Proszę Państwa, oto dzik, dzik ma bardzo ostre kły…

Często zwiedzamy, pies jeździ z nami. Jedną z większych tragedii na miarę światową jest rozejście się stada albo NUDA. Czeka sobie człowiek spokojnie, jakieś 3 minuty. A to pręgowane drze mordę, jakby go Teodora kopała pod ogonem. No, przecież może zmiękną i postawię na swoim, jedynym słusznym. W Bawarii, jedna z kasjerek nie wytrzymała i przybiegła ze smaczkami. Tak biedaczek piszczał. I bez pytania zatkała psu paszczę. O naiwności ludzka... Czy pies zjadł smaczki? Oczywiście! Pani była taka zadowolona, ale… żarcie się jej skończyło. Muszę przyznać, że bardzo szybko wracała do kasy i obawiam się, że już jej żal Marusia nie było.

Chyba nigdy nie zapomnę Czecha – kucharza, który w knajpie przybiegł do nas z paróweczką dla pieseczeniunia. Pamiętacie, że to pies wdupiemający? Miałam wrażenie, że to film w zwolnionym tempie. Warknięcie psa, wyskok kucharza taki, że Bruce Lee by się nie powstydził, loooot parówki nad stołem i plecy interesanta, kiedy uciekał. Miny nasze i przyjaciół – bezcenne. 


II. Pędzący na fali, po flaszce albo i dwóch

Pimpuś...

Niestety alkohol w zdecydowanej większości odejmuje ludziom bystrości, a niefortunnie dodaje kurażu. Mieliśmy wiele takich sytuacji, w których byliśmy chwilowym (bardzo chwilowym) obiektem. Najbardziej ciepło wspominam...

... grupę mężczyzn, którzy ewidentnie oderwali się od rzeczywistości w jakiejś knajpie. Człowiek drepcze na luzaku w lesie, cieszy się świeżym powietrzem, a tu wyskakuje czterech chłopów. Jeden z nich biegnie i kijem zamierza się prosto na Was. Nosz w mordę. Trochę słabo. Marcin zdążył tylko zawołać STOP. Chłopak nie posłuchał. Nie wiem dokładnie, jak on to zrobił, ale kiedy Maro zareagował na atak, tamten nagle zmaterializował się po drugiej stronie krzaków, ryjąc zadem po runie leśnym. Chwilę później zatrzymała nas policja. Poszukiwali tej grupy. Dopytali jeszcze, czy może pies któregoś ugryzł. E-e, pokręciliśmy głowami. „Szkoda” odparli i na sygnale pognali dalej.



III. Boję się, ale będę przeć dalej

Pluszowy miś… 

Zastanawiający jest dla mnie ten typ ludzi. Widzą psa, w kagańcu i co? I koniecznie chcą go pogłaskać dodatkowo podchodząc do nas, jak do… cholera wie do czego porównać ich taniec. Dwa kroki do przodu, jeden w tył. Wolny, wolny, szybki, szybki. Cha-cha, jak w mordę strzelił. I jeszcze raz, bardziej skocznie! Gapie się na takie coś z umiarkowanie inteligentnym wyrazem twarzy. Pies wcale nie prezentuje się lepiej. Zdziwiony przekręca głowę, albo zerka na mnie „reallyyy?”. Nie rozumiem tego, przecież Maro nie wygląda jak puchata kulka pełna szczęścia, gotowa wylizać komuś buziuchnę.

Takie sytuacje mamy dość często, szczególnie kiedy robimy treningi z różnymi rozproszeniami, czyli w parku, na dworcu, w centrum czy (o zgrozo) gdzieś koło kaczek. Ja wiem, ja zdaję sobie sprawę, że jak widać pieseczka robiącego sztuczki, warującego na jedno skinienie palcem, to się ludziom podoba. Ale to nie znaczy, że to pies lubiący dotyk obcych. Nie znaczy, że trzeba podbiegać i miętolić albo (jeszcze lepiej) klepać po głowie. No przyznać się! Jak się głaszcze psy? No pac, pac po łepetynce! Kto klepie po głowie w ramach pieszczot pytam? Nie pamiętam, by kiedykolwiek mój mąż chciał mi zrobić przyjemność klepiąc mnie po czaszce. Za takie coś sama bym kłapała zębami.


Reasumując. Jeśli ja nie akceptuję by ktoś OBCY mnie dotykał BEZ mojej zgody, klepał czy nachylał się nade mną to dlaczego mam wymagać by akceptował to mój pies? Co więcej, on przecież wie, że mnie to denerwuje. Jest mega wrażliwy i czyta ze mnie jak z otwartej księgi.

Ludzie, proszę idźcie w swoją stronę. Chcecie coś pogłaskać, to kupcie sobie pluszowego misia. Nie wyciągajcie rąk, jeśli nie wiecie JAK i nie znacie psa. Czy to takie skomplikowane? Ja szanuję Waszą przestrzeń, więc Wy szanujcie naszą.

Macie jakieś inne doświadczenia?

Prześlij komentarz