Can I pet your dog?
Powinnam
być uodporniona. Powinnam, tłumaczę to sobie za każdym razem. Wdech, wydech. A
tych razów zebrało się trochę. Od 10 lat przecież mam fretki. Fajne! Puchate!
"Chętne" do zabaw z dziećmi np. No, całymi dniami marzyły tylko o
tym, by wyjść na spacer i bawić się z dziećmi, psami, obcymi ludźmi itp. itd.
Ja zresztą też! No bo w jakim INNYM celu zabierałabym je na dwór. Te, no te
"kurzofretki". Wiem, wiem trochę jadu się leje ale ... może polać coś
lepszego.
Generalnie
zauważyłam, że ludzie oczekują, aby pies - jakikolwiek - spotkany na ulicy
merdał ogonkiem, dał się targać za ucho... a nie, przepraszam, już poprawiam...
dał się klepać po głowie i zjadł przysmaczek ze wzrokiem maślanym i rozlazłym.
Czary mary, a co się dzieje kiedy bajka się kończy? Ile razy ktoś obcy machał
paluchem waszym ogonom przed nosem? Wkładał łapy do klatki czy transportera
prosząc się o nieuniknione, he? No psiarze i fretkowcy, przyznawać się!
Pozwoliłam
sobie zrobić kategorie ludzi, których spotykamy:
I.
Po co pytać, czy można ?
Proszę Państwa, oto dzik, dzik ma bardzo
ostre kły…
Często
zwiedzamy, pies jeździ z nami. Jedną z większych tragedii na miarę światową
jest rozejście się stada albo NUDA. Czeka sobie człowiek spokojnie, jakieś 3
minuty. A to pręgowane drze mordę, jakby go Teodora kopała pod ogonem. No,
przecież może zmiękną i postawię na swoim, jedynym słusznym. W Bawarii, jedna z
kasjerek nie wytrzymała i przybiegła ze smaczkami. Tak biedaczek piszczał. I bez pytania zatkała psu paszczę. O
naiwności ludzka... Czy pies zjadł
smaczki? Oczywiście! Pani była taka zadowolona, ale… żarcie się jej skończyło.
Muszę przyznać, że bardzo szybko wracała do kasy i obawiam się, że już jej żal
Marusia nie było.
Chyba
nigdy nie zapomnę Czecha – kucharza, który w knajpie przybiegł do nas z
paróweczką dla pieseczeniunia. Pamiętacie, że to pies wdupiemający? Miałam
wrażenie, że to film w zwolnionym tempie. Warknięcie psa, wyskok kucharza taki,
że Bruce Lee by się nie powstydził, loooot parówki nad stołem i plecy
interesanta, kiedy uciekał. Miny nasze i przyjaciół – bezcenne.
II.
Pędzący na fali, po flaszce albo i dwóch
Pimpuś...
Niestety
alkohol w zdecydowanej większości odejmuje ludziom bystrości, a niefortunnie
dodaje kurażu. Mieliśmy wiele takich sytuacji, w których byliśmy chwilowym
(bardzo chwilowym) obiektem. Najbardziej ciepło wspominam...
...
grupę mężczyzn, którzy ewidentnie oderwali się od rzeczywistości w jakiejś
knajpie. Człowiek drepcze na luzaku w lesie, cieszy się świeżym powietrzem, a
tu wyskakuje czterech chłopów. Jeden z nich biegnie i kijem zamierza się prosto
na Was. Nosz w mordę. Trochę słabo. Marcin zdążył tylko zawołać STOP. Chłopak
nie posłuchał. Nie wiem dokładnie, jak on to zrobił, ale kiedy Maro zareagował
na atak, tamten nagle zmaterializował się po drugiej stronie krzaków, ryjąc
zadem po runie leśnym. Chwilę później zatrzymała nas policja. Poszukiwali tej
grupy. Dopytali jeszcze, czy może pies któregoś ugryzł. E-e, pokręciliśmy
głowami. „Szkoda” odparli i na sygnale pognali dalej.
III.
Boję się, ale będę przeć dalej
Pluszowy miś…
Zastanawiający
jest dla mnie ten typ ludzi. Widzą psa, w kagańcu i co? I koniecznie chcą go
pogłaskać dodatkowo podchodząc do nas, jak do… cholera wie do czego porównać
ich taniec. Dwa kroki do przodu, jeden w tył. Wolny, wolny, szybki, szybki.
Cha-cha, jak w mordę strzelił. I jeszcze raz, bardziej skocznie! Gapie się na
takie coś z umiarkowanie inteligentnym wyrazem twarzy. Pies wcale nie
prezentuje się lepiej. Zdziwiony przekręca głowę, albo zerka na mnie
„reallyyy?”. Nie rozumiem tego, przecież Maro nie wygląda jak puchata kulka
pełna szczęścia, gotowa wylizać komuś buziuchnę.
Takie
sytuacje mamy dość często, szczególnie kiedy robimy treningi z różnymi
rozproszeniami, czyli w parku, na dworcu, w centrum czy (o zgrozo) gdzieś koło
kaczek. Ja wiem, ja zdaję sobie sprawę, że jak widać pieseczka robiącego
sztuczki, warującego na jedno skinienie palcem, to się ludziom podoba. Ale to
nie znaczy, że to pies lubiący dotyk obcych. Nie znaczy, że trzeba podbiegać i
miętolić albo (jeszcze lepiej) klepać po głowie. No przyznać się! Jak się głaszcze
psy? No pac, pac po łepetynce! Kto klepie po głowie w ramach pieszczot pytam?
Nie pamiętam, by kiedykolwiek mój mąż chciał mi zrobić przyjemność klepiąc mnie
po czaszce. Za takie coś sama bym kłapała zębami.
Reasumując. Jeśli ja nie akceptuję by ktoś OBCY mnie dotykał
BEZ mojej zgody, klepał czy nachylał się nade mną to dlaczego mam wymagać by
akceptował to mój pies? Co więcej, on przecież wie, że mnie to denerwuje. Jest
mega wrażliwy i czyta ze mnie jak z otwartej księgi.
Ludzie, proszę idźcie w swoją stronę. Chcecie coś pogłaskać,
to kupcie sobie pluszowego misia. Nie wyciągajcie rąk, jeśli nie wiecie JAK i
nie znacie psa. Czy to takie skomplikowane? Ja szanuję Waszą przestrzeń, więc
Wy szanujcie naszą.
Macie jakieś inne doświadczenia?
Prześlij komentarz