Nie lubię kurzołapek, no nie leżą mi. Nie mam też na ścianach porozwieszanych obrazów, fotek i innych dekoracji. Nie żeby to wywoływało u mnie bulgot niepokoju, ale dlatego, że nie mam do tego drygu. U innych często zaprojektowane wnętrze mi się podoba. U siebie w domu ograniczyłam się do betonowej ściany. Naszym szczytem dekoracji na święta jest choinka, ewentualnie zaczepione gdzieś lampki. Niekoniecznie rozplątane.
Trudno mi zrozumieć, co było moją inspiracją w tym roku. Może zakupiony kubek świąteczny, który już mi Marti potłukł (macha tymi przeszczepami). A może to, że w tym roku święta spędzamy sami, w dresach i przy rozgotowanych pierogach. Chciałam wprowadzić odrobinę ciepła do zimnego domu. Długo się nie zastanawiając zebrałam w lesie szyszki i jakieś gałązki. Przeciągnęłam Marcina po sklepach w poszukiwaniu białej farby w dużych ilościach. Do tego brokat, żyłki i co mi tam w macki wpadło. Dodać do tego należy obrusiki (do tej pory, przez wiele wiele lat miałam jeden), świeczniki i inne sklepowe gadżety.
Marti tylko chodził i sprawdzał, co się stało z żoną, bo nie dość, że mam dwie lewe ręce do prac manualnych, to jeszcze cierpliwości zazwyczaj wystarcza mi na jedno podejście.
Oto co mi z tego wyszło. Jak Wam się podoba?
Kuchnia
W oczekiwaniu na Mikołaja
Mnie się bardzo podoba! Świetne szyszki, ja wciąż staram się okrajać moje durnostojki, bo dążę do minimalizmu. Jest super!
OdpowiedzUsuń