Czas
rozkwitu jajec naszego pupila był dla mnie niczym wybranie się na instancję bez
heala. Otrzymujesz ciosy, a nikt nie leczy. Jad lał się ze mnie godzinami, a
ilości łez rozpaczy nie jestem w stanie ogarnąć. Permanentne odwodnienie
organizmu. Codziennie rano przebierałam nogami pełna entuzjazmu tylko po to, by
popołudniu ściana sama mnie znalazła. Marcin trzymał twardo gardę, ja
dostawałam razy. Wysyłane przeze mnie pokłady motywacji odbijały się od
zakutego łba. Tylko dzięki ogromnej determinacji, wsparciu znajomych i trenera
oraz codziennej pracy udało nam się z tego wygrzebać.
Spacery
Zanim
przeszłam pierwsze 150 metrów od domu, pot lał mi się po zadzie. I nie chodziło
tylko o samo ciągnięcie na smyczy, ale również o stan skupienia (mojego
oczywiście, pies nie uznawał czegoś tak uwłaczającego jak „skupienie na
przewodniku”). Zawracanie głowy. Napisałam przewodnik?! A to dobre, kobyła by
się uśmiała. Również czas samego spaceru znacznie się wydłużał. Bo Pan_Świecące_Jaja
musiał obnuplać, pociumkać albo obsikać co drugi krzaczek! Z każdym
zatrzymaniem, znaczy co 2 kroki, pokrywka zaczynała mi podskakiwać coraz
bardziej. Ciśnienie rosło.
Ucieczki,
agrrrr… moje ulubione!
Chcę kupę!
I
gapi się na mnie. Przebiera łapami. Wiem, że go ciśnie, ale wiem też, że
prędzej spłonie las niż Maro wykicha się obok mnie na smyczy. On MUSI iść za
krzaczek. Nie może tak, na widoku… Człowiek wierzył, starał się i puszczał. A
później widział tyko kurz spod tylnych łap i zdzierał gardło modląc się by nie
było jakiejś afery. Czekałam i nasłuchiwałam potencjalnych wrzasków – cisza.
Wracał Jaśnie_Pan_Zdobywca. Kropelkując i prezentując świecące jaja. I co
człowiek MUSIAŁ robić? Kurde cieszyć się, skakać i nagradzać i tylko oczyma
wyobraźni widzieć swojego buta zasadzającego się na ten pręgowany zad.
Maro
vs Inne psy
UWAGA IDĄ!
I
nastąpił koniec rumakowania. Wszystkie psy były do zeżarcia. Spokojne przejście obok innych merdaczy stało się niemożliwe. Moje próby zdjęcia innego psa z Pana_Celownika miały taki efekt, że równie dobrze mogłam usiąść obok i czytać książkę. Wstyd palił koniuszki uszu. Moje zgrzytanie zębami musiało być słychać zanim
wychylaliśmy się zza zakrętu, bo ludzie już biegali i łapali swoje psy na
smycz. W lesie mieliśmy oczywiście pojedyncze wsparcie, tj. wyżlica – sztuk 1 i
Duluxy – sztuk 2. Same suki. Jedyne, które się ganiały z naszym. No, chyba,
że trafił się jakiś NOWY i jeszcze nieświadomy właściciel. Ja tylko mogłam
tęsknym wzrokiem patrzeć na Bandę Oskara, która spotykała się codziennie. Swoją
drogą, Oskar wcale nie miał lepszego charakterku niż Maro, tylko gabaryty
łatwiejsze bo torpeda została wciśnięta w mopsa. Byliśmy u Oskara na
cenzurowanym.
Ponapinać niewyrośniętą klatę do Butcha rasy
Cane Corso? Jasne!
Dla
tych którzy nie wiedzą, przedstawiam fotkę rasy.
Jakieś 45-50 kg |
Muszę
przyznać się, że przy tej sytuacji zrobiłam jedyną niesłuszną rzecz jaką
mogłam… Zapiszczałam ze strachu. Od tamtej pory spotkanie tych dwojga
powodowało drganie ziemi i popłoch zwierzyny w lesie.
Zrolować i ubić łapami czarnego labradora?
Ja, ja, ja chcę!
Czekaliśmy
na rachunek wizyty kontrolnej u weta. Nie przyszedł. Widocznie właścicielka
uznała, że małe wdeptanie w ściółkę leśną nie spowodowało uszczerbku na zdrowiu
jej psa.
Wyrwać smycz i wskoczyć owczarkowi
niemieckiemu na plecy? No pewnie!
Aggrrr,
jak dobrze, że ON-ek był usłuchany i nawet z naszym skaczącym i robiącym wiele
hałasu psem na grzbiecie warował bo Pan tak kazał!
No to jeszcze ucieknijmy na zajęciach i
obskoczmy owczarka szwajcarskiego.
Nie
zdążyliśmy, biegliśmy. Ja, trener. Trener prawie dał radę. Wystrzelił w
powietrze niczym Kung Fu Panda, po czym Maro odbił się od jego nogi i doskoczył
do celu.
Nic
tak nie motywuje człowieka do wykupienia OC na psa jak sytuacje powyżej. Nie
mam ubezpieczenia? Nie wychodzę z domu!
Dajcie
mi wiary i cierpliwości, tylko siły nie, bo łeb urwę.
Akrobatyka
gimnastyczna, którą uprawiałam przed moim psem, kiedy spotykaliśmy inne
kwalifikuje się do programu Mam Talent. Chodzenie tyłem, w bok, a dokładniej to
w krzaki, wsadzanie psu mięsa do nosa – a miałam takie mięcho, że obce psy się
do mnie zlatywały! Szpagaty, piruety, szarfy, obręcze. I NIC! No NIC. Nawet
klonowanie nie było mi obce. Rzucałam piłkę i tylko brakowało mi merdającego
ogonka, kiedy sama musiałam ją sobie przynosić…
Człowiek z lasu prawdę Ci powie
W
skeczu o Kobiecie Idealnej, tak jak ona teściową, tak ja, kochałam niektórych
psiarzy spotykanych w lesie.
Cyt. Kabaret Limo „Ona doradzi jak lepiej
dzieci wychować, powie co znowu nie tak zrobiłam, i słusznie.”
Z
magicznej sakwy wyciągałam drugi pakiet cierpliwości i szykowałam się na kolejną
porcję „złotych rad” speców od psiego behawioryzmu. Ci ludzie, posiadający ósmy
zmysł (bo siódmy to mało) nie znali mnie, a wiedzieli wszystko. Wróżbita Maciej
może się schować. Nagle okazywało się, że pies nie socjalizowany, że brak
szkoły, brak treningów. No, wow… z takimi umysłami, to ja nie rozumiem, co oni
jeszcze robią na tej planecie. Traf jeszcze na stare wygi, które mają psy z
temperamentem ślimaka i już jesteś na czarnej liście. Czułam jak rośnie poziom
zawartości jadu w moim organizmie. Zawsze wiedziałam, że moje życie jest jak
otwarta księga z której tylko czytać. Uwielbiałam również momenty, kiedy
rzucano mi ze złością w twarz „Co jest
nie tak z tym psem?!”. Oooo, jak to co? Pana pies nie wpisuje się mojemu w
krajobraz i postanowił to naprawić. Od co, wielkie mi „halo”…
Prześlij komentarz