Polish Camp K9 Thorn 2017

poniedziałek, 8 stycznia 2018
data:post.title

Z początkiem roku pojawiają się zorganizowane oferty szkoleniowe. Najczęściej w postaci tygodniowych obozów. Ponieważ miałam okazję uczestniczyć w kilku z nich, a teraz sama się zastanawiam, na które się zapisać, postanowiłam Wam przybliżyć Polish Camp K9 Thorn 2017. Wybór pomiędzy propozycjami nie jest łatwy, tym bardziej, jeśli tak jak w moim przypadku, 3 obozy na które chciałam pojechać zaplanowano w tym samym terminie. Szczerze to nie wiem, co ten pierwszy tydzień lipca 2018 tak przyciąga...

Obóz organizowany przez K9Thorn nie obejmował tylko treningów, ale był uzupełniony o szereg atrakcji. Czyli nie tylko coś dla ciała, ale i dla ducha. Przez co, był odbierany albo dość kontrowersyjnie, albo wzbudzał jeszcze większe zainteresowanie u osób szukających równowagi pomiędzy treningami, a urlopem. 

Może zacznę od części organizacyjnej. 

Pensjonat Zosia, w którym byliśmy zakwaterowani, leży w malowniczej miejscowości Łopata Polska, przy samej granicy ze Słowacją, niedaleko rzeki Poprad. Widoki były fantastyczne, jak to w górach. Cisza i spokój. Co było jak plaster miodu, jeśli ucieka się z wielkiego miasta. Mieszkaliśmy w pokojach 2-3 osobowych o takim zwykłym standardzie. Każdy miał łazienkę z prysznicem i toaletą. Było czysto i schludnie. Właściciele to przesympatyczni ludzie, bardzo się wszystkim przejmowali. Ogromnym atutem ośrodka był wielki grill obsługiwany przez mojego ulubionego kucharza NAJ. Wieczorami tam właśnie biesiadowaliśmy po wyczerpującym dniu. Podawano kolację i uprzedzając podniesienie brewki, zawsze coś innego. Muszę przyznać, że jedzenie było naprawdę dobre. I tak jak omijam kaszanki szerokim łukiem, tak tam, tylko wiatr robiłam uszami, gdy mi się trzęsły kiedy jadłam. Do naszej dyspozycji była jeszcze lodówka i zamrażarka (wielkie ufff… dla Barfowców :P, a o czym Wy pomyśleliście, co?). Śniadania i obiady podawane były na stołówce. Nikomu niczego nie zabrakło. 
źródło: przygotował K9Thorn
W pierwszy wieczór, po wstępnej rozmowie z trenerami zostaliśmy podzieleni na grupy, wg stopnia zaawansowania. Prowadzących chyba nie muszę nikomu przedstawiać, ale w kilku słowach:
Dariusz Kmiecik - obrona
Licencjonowany pozorant Związku Kynologicznego w Polsce, sędzia kynologiczny, instruktor szkolenia psów, ekspert kynologii policyjnej, szkoleniowiec psów policyjnych, wielokrotny uczestnik Mistrzostw Świata. Dzięki zdobytej wiedzy i pasji gościł w różnych zawodach 52 razy na podium.
Michał Wiśniewski - obrona
Licencjonowany pozorant i zawodnik Związku Kynologicznego w Polsce, instruktor szkolenia psów, czynny uczestnik zawodów IPO, uczestnik Mistrzostw Świata, instruktor seminariów w Polsce, pozorant światowych i polskich zawodów.
Joanna Bożek-posłuszeństwo
Instruktor szkolenia Psów ZKwP od 1989. Wieloletni zawodnik IPO, w 2013 - Mistrz Polski IPO 2. Reprezentant Polski na Mistrzostwach Polski WUSV 2016. Na co dzień zajmuje się trenowaniem psów sportowych, prowadząc jako trener w posłuszeństwie kilku zawodników IPO. Prowadząca szkolenia psów rodzinnych. Od 20 lat prowadzi hodowlę pod przydomkiem Bene Meritus FCI.
Zajęcia z resuscytacji krążeniowo - oddechowej zwierząt i udzielanie pierwszej pomocy przy urazach przeprowadziła lekarz weterynarii z kliniki SKVet. Chciałam tutaj zaznaczyć coś bardzo ważnego – przez cały nasz pobyt zwierzaki były pod stałą opieką - bezpłatną. 

Treningi zaplanowano prawie codziennie poza 2 wyjątkami, w których to pojechaliśmy na spływ Popradem albo mieliśmy wycieczkę na Słowację. I tu na chwilę się zatrzymam. Muszę przyznać, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania, a nawet więcej. Na wycieczki zabierał nas autokar. Wszystko było przygotowane na czas - poza uczestnikami oczywiście. Codziennie organizowane były popołudniowe rozgrywki w siatkówkę i tak, jak na początku brakowało chętnych, bo co bardziej skrępowani siedzieli i przyglądali się grającym, tak później brakowało miejsc na boisku. Wszyscy byli mocno motywowani i dopingowani do działania. Nie było osoby pominiętej przez prowadzących, zapomnianej czy zostawionej samej sobie. Przez cały pobyt byliśmy drużyną. 
źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Spiski
Sam spływ był bardzo przyjemny z przystankiem na ciepły posiłek, a wycieczka do zamku na Słowacji pewnie długo zostanie we wspomnieniach naszych, jak i kierowcy. Widokami mogliśmy się tylko zachwycać. W czasie tygodniowego pobytu można było również przetestować uprząż taktyczną dla psa i transport linowy. Dodatkową atrakcją były konkursy, w których stawką były: pullery, wielkie worki suchej karmy, piłki, obroże, ale chyba największe emocje i pożądanie wywoływała klatka transportowa dla psów. Wszystko zapewnione przez sponsorów. Przy tym było tak wesoło, że miałam przez cały pobyt permanentny ból policzków.  

Teraz może przejdźmy do samych zajęć. I jedyne, co nasuwa mi się na myśl, to określenie „profesjonalnie”. Posłuszeństwo było prowadzone na innym boisku, co uważam za bardzo przemyślane i już u mnie tu był ogromny plus. Lubiłam oglądać treningi, zawsze dużo można się nauczyć. Trudne dla mnie były momenty, kiedy musiałam zdecydować czy chcę popatrzeć na część B czy C. Asia bardzo szybko wyłapywała problemy i dostosowywała metody pod psa i przewodnika. Okazała bardzo spokojne podejście nie tylko do czworonogów :D .
Obrona była prowadzona jednocześnie przez Darka i Michała. Pozwoliło mi to poznać nowe metody szkoleniowe, o których nawet nie miałam pojęcia. Różne podejścia do obrony. Jedne bardziej luźne inne bardziej skrupulatne. Jednak wszystkie trafiające w punkt. 
Codziennie były po 2 wejścia, jak zwykle standardowo bywa. Jednak, co chciałabym zaznaczyć, zawsze można było poprosić o dodatkowe kilka minut. Jeśli dla kogoś dzień bez treningu był dniem straconym :P, to np. po powrocie z wycieczki, można było umówić się na dodatkowe zajęcia. I tak wiele razy było. Chcesz ślady, a nie było ich w planie? Żaden problem. Dodatkowe wejście z obrony? Damy radę. Posłuszeństwo? Pewnie. Serio, dla chcącego nic trudnego, wystarczyło poprosić. Zaznaczę tylko, że nie należy tego traktować jako „normę”. To była tylko dobra wola trenerów, że chcieli i mieli siłę z nami robić coś ponad plan. 

Czas zleciał szybko. Zawsze dobrze bawiłam się na obozach, bo jak się kocha to co się robi, to nie może być inaczej. Tutaj było wyjątkowo. I to nie tylko dzięki organizatorom, trenerom czy otaczającej nas przyrodzie. To też ludzie, którzy przyjechali. Muszę jeszcze wspomnieć o pakiecie startowym, jaki otrzymał każdy z uczestników. Nie pamiętam  dokładnie wszystkiego, bo było tego sporo, m.in sucha karma, IsoDog itd. ale, co było bardzo sympatyczne i zdradzało stosunek organizatora do obozu, koszulki i czapki z K9Thorn. Jadąc na tygodniowy pobyt szkoleniowy, to ostatnie czego można się spodziewać a wywoływało uśmiech już na starcie. I tu nie chodzi o koszulkę, pewnie się domyślacie, ale właśnie o to, że już od pierwszych chwil organizator dbał o naszą integrację. K9Thorn bardzo wysoko postawił poprzeczkę, jako swój pierwszy obóz. Liczę na to, że kolejne będą tak samo fajne. 

Prześlij komentarz