Ukochane Trixie Memory Trainer

czwartek, 21 lipca 2016
data:post.title
Ostatnio słońce smali tak bardzo, że wyjście z domu jest jednoznaczne z przeobrażeniem się w prażynkę. Pamiętacie ten smak z dzieciństwa? Takie duże i tłuste. W domu nie jest lepiej. Z zazdrością patrzę na psy rozwalone na matach chłodzących i kombinuję jak tu się pomiędzy nimi wcisnąć, by tez skorzystać z tych dobrodziejstw. Czas zwalnia. Aaaa jednak w głowie pojawia się dzwonek, że pomimo upału dojdziemy do punktu erupcji wulkanu, podawanych łapek i spodkowych oczek. Nie ma co się dziwić. Młode to i energia roznosi. Trzeba będzie wziąć głęboki wdech i iść zamienić się w sadzone jajo. W dniach takich jak ten warto bardziej zmęczyć psa psychicznie niż fizycznie. Sposobów jest wiele, ale fajną opcją jest skorzystanie z zabawek interaktywnych. I tak dochodzimy do clou naszego posta. Przedstawiam Wam Trixie Memory Trainer. Nie był to planowany zakup. Pojechaliśmy po jakieś przysmaki do sklepu i BOOM zabawka zmaterializowała się w naszym koszyku. Cuda Panie!
Zachwycający stan skupienia
Trixie Memory Trainer to wspaniała zabawa i wyzwanie dla psa. Zmusza czworonoga do wykombinowania jak dobrać się do smaczków klikając na zupełnie inne urządzenie, które może znajdować się do 40 metrów od czujnika. Pierwszym krokiem jest nauczenie pupila dotykania wskazanego przedmiotu na komendę oraz połączenia pomiędzy przyciskiem, a dozownikiem. Po naciśnięciu słychać charakterystyczny dźwięk, co ułatwia trening. Powoli zwiększamy odległość pomiędzy gadżetami. Rewelacyjny wysiłek mózgowy dla pręgusa. 
Zabawka jest lekka, zbudowana z tworzywa sztucznego i gumy syntetycznej. Dzięki antypoślizgowym nóżkom nie majta się po pokoju podczas użytkowania. Średnica 20 cm, wysokość 24 cm.
Wewnątrz obudowy znajduje się zbiornik z dozownikiem. Z opcją zwiększania lub zmniejszania ilości wysypywanych przysmaków. Łatwo go wyjąć, co jest niezbędne jeśli zależy nam na utrzymaniu odpowiedniej czystości urządzenia. Dodatkowo w środku mamy włącznik oraz możliwość resetowania, jeśli sprzęt nam się zawiesi. Mi się to zdarzyło, kiedy pojemnik podczas obrotu zakleszczył się przez zbyt duże chrupki. Ładowany na cztery baterie x C. Nad czym trochę ubolewam, bo przecież w dzisiejszych czasach wszystko jest na USB.

Dodatkowo w zestawie znajduje się: przycisk zwalniający (nazywany przez nas OMMOM - wiadomo), gumowy uchwyt, przyssawka, łopatka do napełniania zbiornika i "śledź" do zabezpieczenia zabawki w miękkim podłożu.

Najczęściej używamy gumowej podstawki. Przycisk można zamontować do przyssawki i przykleić np. do szafki. Niestety Maruś wychodzi z założenia, że jeśli nie działa tacznięnie nosem (czasami tak mu prędko, że nie trafia), to przybiera zielony kolor i metodą Hulka wyciska z gnoja bolesne jęknięcia. W końcu dźwięk oznacza żarcie, nie? Z obawy o dobrostan mebli nie ryzykuję. Jak już jesteśmy przy części fonicznej... Urządzenie ma do wyboru 2 różne sygnały. Co u nas fajnie się sprawdza, bo każdy pies ma "swój". Tylko dla Maro każdy jest jego - tyle w praktyce;) Ustawia się to na tylnej obudowie przycisku, obok wyłącznika.

Dźwięk 1 


Dźwięk 2  

Zabawka nie jest głośna. Oczywiście słychać jak silniczek próbuje dać radę Marowej determinacji ale nie jest to uciążliwe dla otoczenia.

Jak działa w całości:


Na filmiku widać ten proces myślowy u pręgusa. Te fale rozbijające się o skały. Jest moc :)
Jedna podpowiedź. Nigdy nie zostawiajcie swojego pupila sam na sam z tą zabawką. Ja tak zrobiłam. Wychodząc z Młodym pomyślałam, że Marowi nie będzie tak przykro, że zostaje sam, jeśli mu dam zajęcie. Bo wychodzenie z jednym, jak drugi w domu to istna rozpacz i darcie szat. Po powrocie w drzwiach przywitał mnie Pan_mąż z rozdartą jadaczką, co ja pieseczkowi zrobiłam? Wywaliłam gały. Co się stało? Język mu wciągnęło czy co? Sądziłam, że Maruś potaczuje sobie zabawkę, zje to co jest do zjedzenia i tyle. Okazało się, że pręgus nieustannie walił w przycisk i zrozpaczony biegał do pustej skrzynki nie rozumiejąc dlaczego nic nie wypada. No przecież klikał! Na to akurat trzeba uważać, pamiętajcie "co za dużo, to w boczki idzie".

Plusy:
- fajna zabawa i nauka jednocześnie
- wytrzymała - nie oszukujmy się, zanim pies nauczy się prawidłowego użytkowania, nie raz i nie dwa pojemnik z jedzeniem oberwie lewym sierpowym
- nie za głośna
- łatwa w utrzymaniu czystości
- ładne wykonanie

Minusy:
- brak ładowania na USB - wiem, jestem rozpieszczona ale... no weźcie, baterie???
- cena, tutaj kosztuje 49,90 euro. W Polskich sklepach widziałam po 270 zł.

Podsumowanie:
Pomimo wysokiej ceny jestem zadowolona z produktu. Firma Trixie wg. mnie ma swoje wzloty i upadki, tu jest ok. Produkt spełnił swoje zadanie.  



4 komentarze

  1. Omojborzeszumiący jaki Maruś jest słodki w tym <3 Strasznie fajny patent, tylko bałabym się, że znudzi się za czas jakiś burkom. Natomiast praca i skupienie Mara to poemat <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpływam się jak masło, kiedy ktoś opisuje tak Marusia :))) Z jego facjatą nie zdarza się to często - dziękuję ! Zabawka jak każda, jest na chwilę i przerwa. Na szczęście dla mnie, wszystko co daje jedzenie nigdy się Marowi nie nudzi :D Tym bardziej, że często tak dostaje posiłki. Mięso też upycham w kongi. Miska jest po treningach w szkole albo jak mnie leń dopadnie, co się później kończy u mnie wyrzutami sumienia.

      Usuń
  2. tutaj kosztuje... tutaj, czyli gdzie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, faktycznie nie doprecyzowałam. W Niemczech we Fressnapf.

      Usuń