Maro & Wilczaki czy VS Wilczaki?

sobota, 13 lutego 2016
data:post.title


Dawno dawno temu...
znajoma stwierdziła, że "Macie Wilczaka w holenderskiej skórze". I dawno dawno temu, byłam skłonna się pod tym podpisać wszystkimi łapami z naszego domu. Teraz nie jestem juz taka pewna ;)

Nie wywołuj wilka z lasu.

Pierwszy raz Maro miał okazję poznać dwa wilczaki czechosłowackie, kiedy miał 7 miesięcy. Szczylek był jeszcze na tyle mały, że ledwo można było go namierzyć,  gdyby nie te jego nietoperkowate uszyska. Lekko mi tykała brewka, że hiena zostanie nadziana na patyk i upieczona na grillu. Nici z planowanej na drugi dzień wystawy. Chlip. A tyle było ćwiczeń i przygotowań. Dziewczyny przyjęły małolata z wyjątkowym spokojem. Maro będąc niepewnym, ale i szczęśliwym, brał laski na szybkość. Starsze i mądrzejsze patrzyły z politowaniem, jak pręgowany robi pogrom na ich terytorium. Przecież nie będą biegać za przedszkolakiem!

Ufff...

Przy kolejnych spotkaniach nie byłam już taka spokojna. Z jednej strony liczyliśmy z Marcinem, że nasz Zeżre_wszystkie_samce_w_szkole zostanie spacyfikowany, a z drugiej, no jaaaaaaak miałabym patrzeć, jak FACET zostaje zglebowany przez laski? Nawet jeśli są dwie?

No, Młody i co teraz?

No ale stało się....

Love is in the air!

Maro i Kali
Lilka, Lilka ach...

No młody pręgi gubił, tak starał się przypodobać Lilce. Ach, jak Ty pięknie pachniesz. W czym się wytarzałaś? Goniłaś sarnę? Cudownie! Pogonimy razem? Ojej, czyściłaś dzisiaj zęby. Jakie ładne, białe. Pobawimy się?

Maro i Lila

Oczywiście, były próby sprawdzania kto, gdzie może, ile wcisnąć, i co na czym położyć. Szły łeb w łeb, łapa za łapą, oko za oko itd. Miłość kwitła. Ptaszki ćwierkały, pszczółki bzyczały. Cud, miód. Do czasu nadejścia, upieczonej i zarumienionej....soczystej kiełbaski!

A dlaczego masz takie wielkie oczy i duże, ostre zęby?

Niefortunnie Maro przeciął połączenie telepatyczne pomiędzy Kaliną, a kiełbaską. Stało się. Nastąpiło zwolnienie blokady i się przebrało. Poszły zęby i reszta futra. Było dużo hałasu, kurzu i kłapania szczękami. Starcie tytanów. I kaszanka, znaczy kiełbasa mać! 

Dlatego porażkę poniosłeś.

Tak Proszę Państwa, miłość przegrała z miską. Tam gdzie zaczynała się kuchnia, tam kończyło się lovelowanie.  Karmienie - osobno. Jak ja zazdroszczę żarłocznych psów!

Dzieci kwiatów i wiatru



Spacery były rewelacyjne. Suki parły przodem niuchając, czy jest jakieś spłoszone futro do pogonienia. Pręgi zaraz na nimi. Co jakiś czas na stykach występowało zwarcie - stado się rozchodziło. Młody parł do Lilki ach bardzo, bardzo. Prężył klatę, uszami zamiatał i naśladował każdy jej krok. By za chwilę przybiec i sprawdzić czy zgadza się liczba człowieków. Ufff, wybieg i kolejne karne okrążenie.

Generalnie psy wracały do domu zmęczone i wybawione, a przecież to najważniejsze.
Najbardziej uderzające dla mnie różnice pomiędzy moim wyobrażeniem spotkania, a rzeczywistością to m.in. temperament. W moich oczach dziewczyny są bardzo wyważone i spokojne. Może to z racji wieku (7 i 4 lata), może usposobienia i wychowania. A pewnie wszystkiego po trochu. Natomiast z opowieści, nastawiona byłam na kompletny kataklizm. Okazało się jednak, że znane mi wilczaki są spokojniejsze niż toto, co trzyma się mojej spódnicy od 2-óch lat. Czasami nawet było mi szkoda pręgowanego, gdy wpadał w środek bawiących się dziewczyn i był ignorowany. Nie dla psa kiełbasa! No cóż, życie młody. 

Tak więc, podsumowując, zdecydowanie jest Hyena & Wolfdogs company. Natomiast jeśli chodzi o podobieństwa, to albo muszę poznać jeszcze inne egzemplarze tej rasy albo liczyć, że z wiekiem pewne rzeczy się zmieniają. Nie wszystkie oczywiście. Przywykłam do szybkości jaką serwuje mi Maro. Myślę, że z wolniejszym psem byłoby mi teraz trudno.

Co do wspólnych kontaktów, to muszę przyznać, że Maro do czasu wyraźnego kłapnięcia zębami, nie podchodził Kalinie pod łapy. Nie chciała go na łóżku, okeyyy nie ma sprawy. Twoja kanapa, Twoje reguły. Dopóki nie była przekroczona granica, nie było problemu.  Inaczej nie pozostawali sobie dłużni. Natomiast z Lilą, czasami uzupełniali się jak dwie połówki tego samego organizmu. Naprawdę miło było na nich popatrzeć. 


Prześlij komentarz