Jajka przysłoniły nam słońce

poniedziałek, 2 listopada 2015
data:post.title
Czas rozkwitu jajec naszego pupila był dla mnie niczym wybranie się na instancję bez heala. Otrzymujesz ciosy, a nikt nie leczy. Jad lał się ze mnie godzinami, a ilości łez rozpaczy nie jestem w stanie ogarnąć. Permanentne odwodnienie organizmu. Codziennie rano przebierałam nogami pełna entuzjazmu tylko po to, by popołudniu ściana sama mnie znalazła. Marcin trzymał twardo gardę, ja dostawałam razy. Wysyłane przeze mnie pokłady motywacji odbijały się od zakutego łba. Tylko dzięki ogromnej determinacji, wsparciu znajomych i trenera oraz codziennej pracy udało nam się z tego wygrzebać.


Spacery

Zanim przeszłam pierwsze 150 metrów od domu, pot lał mi się po zadzie. I nie chodziło tylko o samo ciągnięcie na smyczy, ale również o stan skupienia (mojego oczywiście, pies nie uznawał czegoś tak uwłaczającego jak „skupienie na przewodniku”). Zawracanie głowy. Napisałam przewodnik?! A to dobre, kobyła by się uśmiała. Również czas samego spaceru znacznie się wydłużał. Bo Pan_Świecące_Jaja musiał obnuplać, pociumkać albo obsikać co drugi krzaczek! Z każdym zatrzymaniem, znaczy co 2 kroki, pokrywka zaczynała mi podskakiwać coraz bardziej. Ciśnienie rosło.

Ucieczki, agrrrr… moje ulubione!

Chcę kupę!

I gapi się na mnie. Przebiera łapami. Wiem, że go ciśnie, ale wiem też, że prędzej spłonie las niż Maro wykicha się obok mnie na smyczy. On MUSI iść za krzaczek. Nie może tak, na widoku… Człowiek wierzył, starał się i puszczał. A później widział tyko kurz spod tylnych łap i zdzierał gardło modląc się by nie było jakiejś afery. Czekałam i nasłuchiwałam potencjalnych wrzasków – cisza. Wracał Jaśnie_Pan_Zdobywca. Kropelkując i prezentując świecące jaja. I co człowiek MUSIAŁ robić? Kurde cieszyć się, skakać i nagradzać i tylko oczyma wyobraźni widzieć swojego buta zasadzającego się na ten pręgowany zad.


Maro vs Inne psy

UWAGA IDĄ!

I nastąpił koniec rumakowania. Wszystkie psy były do zeżarcia. Spokojne przejście obok innych merdaczy stało się niemożliwe. Moje próby zdjęcia innego psa z Pana_Celownika miały taki efekt, że równie dobrze mogłam usiąść obok i czytać książkę. Wstyd palił koniuszki uszu. Moje zgrzytanie zębami musiało być słychać zanim wychylaliśmy się zza zakrętu, bo ludzie już biegali i łapali swoje psy na smycz. W lesie mieliśmy oczywiście pojedyncze wsparcie, tj. wyżlica – sztuk 1 i Duluxy – sztuk 2. Same suki. Jedyne, które się ganiały z naszym. No, chyba, że trafił się jakiś NOWY i jeszcze nieświadomy właściciel. Ja tylko mogłam tęsknym wzrokiem patrzeć na Bandę Oskara, która spotykała się codziennie. Swoją drogą, Oskar wcale nie miał lepszego charakterku niż Maro, tylko gabaryty łatwiejsze bo torpeda została wciśnięta w mopsa. Byliśmy u Oskara na cenzurowanym.

Ponapinać niewyrośniętą klatę do Butcha rasy Cane Corso? Jasne!

Dla tych którzy nie wiedzą, przedstawiam fotkę rasy. 
Jakieś 45-50 kg

Muszę przyznać się, że przy tej sytuacji zrobiłam jedyną niesłuszną rzecz jaką mogłam… Zapiszczałam ze strachu. Od tamtej pory spotkanie tych dwojga powodowało drganie ziemi i popłoch zwierzyny w lesie.

Zrolować i ubić łapami czarnego labradora? Ja, ja, ja chcę!

Czekaliśmy na rachunek wizyty kontrolnej u weta. Nie przyszedł. Widocznie właścicielka uznała, że małe wdeptanie w ściółkę leśną nie spowodowało uszczerbku na zdrowiu jej psa.

Wyrwać smycz i wskoczyć owczarkowi niemieckiemu na plecy? No pewnie!

Aggrrr, jak dobrze, że ON-ek był usłuchany i nawet z naszym skaczącym i robiącym wiele hałasu psem na grzbiecie warował bo Pan tak kazał!

No to jeszcze ucieknijmy na zajęciach i obskoczmy owczarka szwajcarskiego.

Nie zdążyliśmy, biegliśmy. Ja, trener. Trener prawie dał radę. Wystrzelił w powietrze niczym Kung Fu Panda, po czym Maro odbił się od jego nogi i doskoczył do celu.

Nic tak nie motywuje człowieka do wykupienia OC na psa jak sytuacje powyżej. Nie mam ubezpieczenia? Nie wychodzę z domu!

Dajcie mi wiary i cierpliwości, tylko siły nie, bo łeb urwę.

Akrobatyka gimnastyczna, którą uprawiałam przed moim psem, kiedy spotykaliśmy inne kwalifikuje się do programu Mam Talent. Chodzenie tyłem, w bok, a dokładniej to w krzaki, wsadzanie psu mięsa do nosa – a miałam takie mięcho, że obce psy się do mnie zlatywały! Szpagaty, piruety, szarfy, obręcze. I NIC! No NIC. Nawet klonowanie nie było mi obce. Rzucałam piłkę i tylko brakowało mi merdającego ogonka, kiedy sama musiałam ją sobie przynosić…

Człowiek z lasu prawdę Ci powie

W skeczu o Kobiecie Idealnej, tak jak ona teściową, tak ja, kochałam niektórych psiarzy spotykanych w lesie.
Cyt. Kabaret Limo „Ona doradzi jak lepiej dzieci wychować, powie co znowu nie tak zrobiłam, i słusznie.”

Z magicznej sakwy wyciągałam drugi pakiet cierpliwości i szykowałam się na kolejną porcję „złotych rad” speców od psiego behawioryzmu. Ci ludzie, posiadający ósmy zmysł (bo siódmy to mało) nie znali mnie, a wiedzieli wszystko. Wróżbita Maciej może się schować. Nagle okazywało się, że pies nie socjalizowany, że brak szkoły, brak treningów. No, wow… z takimi umysłami, to ja nie rozumiem, co oni jeszcze robią na tej planecie. Traf jeszcze na stare wygi, które mają psy z temperamentem ślimaka i już jesteś na czarnej liście. Czułam jak rośnie poziom zawartości jadu w moim organizmie. Zawsze wiedziałam, że moje życie jest jak otwarta księga z której tylko czytać. Uwielbiałam również momenty, kiedy rzucano mi ze złością w twarz „Co jest nie tak z tym psem?!”. Oooo, jak to co? Pana pies nie wpisuje się mojemu w krajobraz i postanowił to naprawić. Od co, wielkie mi „halo”…


Prześlij komentarz