Demon na osiedlu

wtorek, 6 października 2015
data:post.title
Wprowadzając sierściucha do domu, decydujesz się nie tylko na pupila, ale i wszelkie „dobrodziejstwa” idące w ślad ZA. Mrużysz oczy rozmarzony, spacery wiosną czy latem to nie problem. Miło będzie stać się FIT. Jak w reklamach masz wizję, że suniesz w parku ze słoneczkiem w tle. Uśmiech nr 5, zwolnione tempo, fanfary na Twoją cześć. Piesek skacze, merda ogonkiem. Przyjaźnie kiwasz głową na innych sprotproduktów. Machasz ręką niczym król w trakcie obchodów. Tak dumnie, powoli. W domu masz ciepły kawał futra do przytulania i przynoszenia kapci. O zimie się nie myśli, bo po co psuć sobie takie kolorowe plany. Tak właśnie. Natomiast okazuje się, że to nie wszystko. Obcy ludzie nagle zaczynają się interesować Twoją skromną osobą. Przyklejają Ci oczy do pleców. Patrzę na bazgroły wyryte w nieludzkim języku na kawałku papieru przyklejonego do drzwi. Uprzejmie mnie poinformowano, że wracam ze spaceru nie od tej strony bloku co powinnam. Ponoć, mogą mnie NAWET eksmitować. No, no, jednak Niemcy to lubią mieć wszystko poukładane. Poważna sprawa. Oni wiedzą lepiej.

Informacja o pojawieniu się na osiedlu bestii pożerającej małe dzieci na śniadanie rozprzestrzeniła się z prędkością grypy. Kichnięcie na dole, a z siódmego piętra słychać „na zdrowie”. Babcie z bloku przegrzewały gumowe spody swoich kapci. Czekałam na moment, kiedy będą się pojawiały flagi w oknach informujące o naszym wyjściu w teren. Ciekawe też są osobniki jatylkoprzechodzę albo jednaknie. Czeka sobie człowiek spokojnie by zjechać/wjechać windą, pies siedzi przy nodze. Przetrzymuje grzecznie drzwi, a tu nagle pusto na korytarzu, tylko kurz się unosi. I powiew zamykanych drzwi od klatki schodowej. Mrugam kilka razy. Halucynacje miałam czy jak? No cóż, ze względu na dobro społeczne, zaczęłam ja chodzić schodami. Jeszcze coś się stanie tym muzealnym eksponatom pokonujących stopnie. Albo co ja zrobię z zawałowcem w windzie?

Zdarzały się egzemplarze bardziej zdecydowane, które postanowiły z nami jechać i wtopić się w jedną ze ścian. Wniosek: w moim bloku są wolno biegające kameleony. Człowiek ma ochotę dotknąć by sprawdzić czy prawdziwe toto, bo nie widać oznak życia. Może już trzeba reanimację podjąć czy co. Wow, ja bym tak chciała umieć. Pozostaje z uznaniem pokiwać głową. Fachowcy.

Jedna babinka, no ledwo się trzymała kupy, wypadła kiedyś ze swojego mieszkanka na klatkę. Coś się stało? Wystraszyłam się, że jej leków zabrakło i trzeba biedulce pomóc i pobiec do apteki. Ona gna w moją stronę napędzana jakąś mocą tajemną. Długa koszula nocna w niebieskie kwiatki powiewa na niej niczym peleryna Supermena. Gehst weg! Zatkało mnie. Co to za dźwięk? W pierwszych sekundach zaczęłam rozglądać się za tym nieszczęsnym zwierzakiem, które tak cierpi i woła by go dobić. Oooo, dotarło do mnie, to superobrońcaklatki zaskrzeczała. Najstarsza, to pewnie najważniejsza z całej mafii. Podjęła się misji skubana.


 Nie żeby pies komuś kiedyś coś zrobił. Ot tak, bo oni wiedzą.


Prześlij komentarz