Dla wszystkich początkujących
właścicieli psów, jeżeli sądzicie, że wybór psa załatwia sprawę, to bardzo się
mylicie. My też się myliliśmy. Kolejnym krokiem dla nas było rozeznanie się,
jakie szkoły są w naszej okolicy. Wiadomo, że nasz genialny, przyszły pies
potrzebuje edukacji. Odwiedziliśmy kilka z nich. Widzieliśmy biegające na placu
szczeniaki, właścicieli, którzy bezskutecznie próbowali je przywołać do siebie.
Maluchy zwinnie wywijały się z rzuconych na nie "pułapek" w postaci ludzkich rąk,
oznaczających koniec zabawy. Rozbrajający widok. Pamiętam, że w jednej szkole
zapytałam trenerki czego te psy się w tym momencie uczą – nie potrafiła mi
odpowiedzieć.
W innej szkole, maluchy również
biegały po placu, obok stała trenerka, która zajęta przyjacielską rozmową
kompletnie ignorowała „starszaka” zbyt namolnie skaczącego na dużo młodszego
kolegę. Nie spodobało mi się to. Było widać, że właścicielka malucha również
się denerwowała.
Wybraliśmy jedyną szkołę, w
której szczeniaki miały kilka ćwiczeń na smyczy przeplatane zabawą i socjalizacją
z innymi psami. Do tego uznane było tylko pozytywne szkolenie psów. To nam
bardzo odpowiadało.
W między czasie poszukiwałam
hodowcy, który planowałby miot i uznał nas, jako super towarzyszy dla młodego
Holendra. I tadaaaaaa! Znalazłam. Jest miot, 11 sztuk, hodowczyni nas polubiła.
Otwarcie pisałam, że jesteśmy kompletnie zieloni jeśli chodzi o psy. Natomiast
nie ukrywam, że posiadanie przez wiele lat fretek też nie jest bułką z masłem.
To bardzo wymagające zwierzęta. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, zmienić sposób
chodzenia, zabezpieczyć mieszkanie (fretki wszędzie wchodzą). Mieć czas i
gotówkę na weterynarzy, ponieważ choroby serca, operacje śledziony, choroby
nadnerczy to mały procent tego, z czym trzeba się liczyć posiadając te futra.
Przechodziliśmy przez to wszystko, czasami miałam wrażenie, że moim domem jest
klinika weterynaryjna, bo siedziałam tam całymi dniami podając zwierzakowi
kroplówki. Teraz mamy 2 fretki, samiczki i to jest dla nas optymalna ilość.
Wcześniej mieliśmy jeszcze 4-ch chłopaków, każdy z nich dożył łaskawej
starości. Pewnie, że wolałabym, żeby żyli jeszcze i cieszyli się zdrowiem. Nie
traktujemy naszych pupili, jako domowych „zwierzaków” ale jak członków rodziny.
Ich utrata jest bardzo bolesna.
Wracając do tematu. Wybraliśmy psa,
trzeba TYLKO pojechać do niego około 1200 km w jedną stronę. Zanim jednak to
zrobimy, przydałaby się wyprawka.