Jesteśmy dziwakami

wtorek, 9 maja 2017
data:post.title

To, że jestem dziwakiem nie było dla mnie niczym zaskakującym. Od wielu, wielu lat żyjemy z fretkami - nie mylić, że one z nami. Przyzwyczajona byłam do ludzkich spojrzeń typu, po Ci to albo to Ty tak śmierdzisz? Laska, weź kąpiel. I tego wyrazu niezrozumienia na wieść, że trzeba robić USG bo nadnercza/wodobrzusze/chłoniak…etc (niepotrzebne skreślić). Musicie wiedzieć, że tchórzofretki to pupile o bardzo delikatnym zdrowiu i wcześniej czy później sami nauczycie się interpretować wyniki morfologii, a u weta będziecie mieli skitraną karimatę. Więc nie bacząc na wiatr w oczy i drwiące słońce, znalazłam sobie innych cudaków posiadających ten sam czterołapny problem co ja. Później pozostało mi rozwinąć skrzydła. Ekipa okazała się fantastyczna. Przyjaźnie zostały na całe lata.
Natomiast w tej całej idylli przyszedł czas w którym zaczęliśmy być postrzegani jako dwunogie świrusy. Jak to się stało, że zostaliśmy dziwakami pośród dziwaków? Co wstrzymało nasze słońce, a ruszyło ziemię? I dlaczego podejście mamy takie, a nie inne? Oto proszę…

Kontrolowane emocje. Nic więcej, nic mniej. Wydaje się nam, szarym ludzikom, że stąpamy po tym padole kontrolując swoje zachowania i popędy. W mojej ocenie - nie zawsze, a czasami nawet zbyt mocno popuszczamy wodze swoich potrzeb behawioralnych, zapominając o logice. Dla nas pierwszą rzeczą na jaką stawiamy jest równowaga. Nie napiszę Wam, że nasze psy to chodzące ying i yang, natomiast mogę z pewnością rzec, że gdyby nie nasze podejście, to pewnie siedziałabym teraz w białych ścianach albo zastosowałabym wyparcie. Tylko w takiej sytuacji, mogłabym zpomnieć o swojej największej pasji. Powoli dochodząc do sedna sprawy chciałabym poruszyć temat o tym, jak przekłada się uprawianie sportu z psem na szarość dnia codziennego, podejmowanie decyzji i odbieganie w zachowaniu od ogólnie przyklepanych przez większość Januszy norm. Rozbija się to głównie o pracę nad emocjami psa i jego przewodnika. Tak, dobrze czytacie. Przede wszystkim Ty odpowiadasz za to, co siedzi w głowie Twojego psa. Nie jestem trenerem, ani specjalistą. Natomiast postanowiłam podzielić się z Wami moim zdaniem.
Owa praca nie polega na wtłaczaniu komendy siad, waruj czy zostaw. Nie polega na nauczeniu szczeniaczka setki sztuczek, po zrobieniu których młody wygryzie sobie z frustracji łapy. Jest wiele, nawet bliskich mi osób, które nie potrafią zrozumieć naszego postępowania, a i my jesteśmy już zmęczeni tłumaczeniem. I jakbym się nie starała, to ktoś, kto nie ma aktywnego potwora w domu, nie zależy mu na dyscyplinie, czy swoją więź z Fafikiem uważa za wystarczającą, nie przyzna nam racji. Bo Reksio jest do kochania. Nasze psy też, ale na pewne aspekty życia z nimi, patrzymy trochę inaczej.


Bo zaczyna się od siebie

Musimy uświadomić sobie, że to my jesteśmy zapalnikiem psich zachowań. Tych dobrych, jak i tych złych. Czyli co? Czyli zanim podejmę pewnie działania, staram się odpowiedzieć "po co?". Nie jest to brakiem spontaniczności z naszej strony. Raczej tego, że czasami konsekwencje czynu później trudno jest odkręcić. Już wyjaśniam dokładniej o co mi chodzi. Nie chcę cofać się w swoich dywagacjach do samego szczenięcia. Bazując już na obecnych doświadczeniach związanych z naszymi czworonogami, wypracowaliśmy sobie pewne rytuały. W chwili obecnej są oczywiste i nie wymagają z naszej strony wyrzeczeń, czy pukania się w głowę kurde, nie tak to miało być.

Na przykładzie: Absolutnie nie witam się z psem sposobem, który powoduje wzrost jego ekscytacji. Nie tarmoszę po bokach, nie "widzę" go gdy próbuje skakać, nie schylam się, nie wołam piskliwym głosem nie, Pimpuś, nie wolno! Nasze psy wiedzą, że mają być spokojne. Ja zdejmuję płaszcz, buty. Zazwyczaj w ciszy, a jak już coś mówię, to normalnym tonem. Bez zbędnych emocji. Najczęściej oba, znając już ten rytuał, siadają obok miejsca w którym ja za chwilę też kucnę i czekają na moje przywołanie. Z Pimpusiem też tak się da. Wymaga to konsekwencji, samokontroli przewodnika, czasu i cierpliwości. Nam też nikt za darmo tego nie podał na tacy. Musieliśmy tego nauczyć. Wszystkich.

Przykład 2: Tak, chłopaki śpią z nami. Uwielbiam to i z tego nie zrezygnuję. Maruś rozpycha się grzejąc mnie w nogi, a Rico najczęściej wybiera podłogę tuż obok łóżka. Codziennie rano, rozentuzjazmowane czworonogi chcą wskoczyć nam na głowy (dosłownie), jakbyśmy miesiąc czasu spędzili bez nich na wakacjach. Tu często słyszę mój Reksio też tak robi i skacze po mnie, piszczy i biega. No jak kto woli. Ja też lubię poranki ale w trochę innym wykonaniu. U nas dzień ropoczyna się tak, że psy czekają na pozwolenie do powitania. Niedopuszczalne jest ładowanie się na nas, chyba, że dom się wali, złodziej wchodzi albo pies ma chory żołądek i zaraz mu eksploduje zadek. Co więcej, nie wystarczy to, że się rozbudzimy. Kiedy zaczynamy się wiercić, Maro zastyga w nogach, a Rico najczęściej waruje przy łóżku i załącza tryb obserwatora. Dopiero na hasło "dzień dobry kochanie" mogą dać upust swojej radości - w granicach rozsądku oczywiście.

Wprowadzamy w życie pewne rytuały i zachowania. Ile tego jest, to chyba nawet nie jestem w stanie podsumować w jednym poście. Pojawiały się one sukcesywnie, w wyniku obserwacji zachowań naszych podopiecznych i ... naszej wygody. Nie piszczymy, nie krzyczymy, uczymy, że dom jest miejscem spokoju i odpoczynku, nie walimy w klatki, szyby. Wymaga to też z naszej strony czegoś więcej niż spacer. Trzeba mieć tego świadomość. Codzienny trening męczący głowę poprzez tropienie, szukanie, kształtowanie czy pod elementy sportu. I pamiętanie, by nie robić tego, co wywołuje niepożądane zachowania. Postawa przewodnika ma kluczowy wpływ na pupila. Gdybym ja była chaotyczna, pobudzona, nieprzewidywalna to jak mogłabym wymagać, by mój pies był inny? Pod tym względem jestem bardzo rygorystyczna. Zdarzają się czasami jakieś samcze wyskoki, których nie lubię. Bo nie widzę, co ma być tego pozytywnym celem. Wzrost ekscytacji psa? Na pewno, ale co dalej? Nie jestem również zwolennikiem prowokowania takich zachowań w domu, w którym oczekiwana jest wewnętrzna harmonia. Ponadto identyczne zasady obejmują spacery, nie ekscytuję chłopaków, jeśli po chwili wymagam, by szli spokojnie przy nodze mijając podwórka z rozwścieczonymi owczarkami. Oczywiście bawimy się, ale pilnujemy by pewien poziom nie został przekroczony. A wszystko powyższe przekłada się na to, co poniższe.

Bo nasze psy nie żyją miłością

U nas pracuje się na posiłek, na zabawę, na trening, na piłkę, czy wejście do domu. Oczywiście nie jest to ratownictwo, kopalnia czy zaganianie bydła w Teksasie. Natomiast staramy się dawać im poczucie spełnienia obowiązku. Czy mi się chce? No przecież, że nie zawsze. Wypad na majówkę, wszyscy piją wodę ognistą przy grillu, a ja obok upierdzielona wołowiną i śliną psa robię z siebie pajaca podczas treningu. Albo grzebię w polu robiąc ślady. I tak na serio (dla tych, co to opierają się na teorii dominacji a jeszcze są tacy), to pies je pierwszy – mi z pełnym brzuchem źle się ćwiczy. Tu jest kolejny mur niezrozumienia. Przecież mogę im dać mięso do miski, a nie jakieś cyrki odstawiać. A właśnie, że nie mogę. Jeśli chcę mieć podstawy by wymagać od chłopaków czegoś więcej niż podaj łapę, muszą mieć wpojone, że żarcie jak i inne przyjemności ciała i ducha, to ja. 



Bo nie lubimy kontaktu naszych psów z ludźmi

A dlaczego? Dlatego, że robią odwrotnie wszystko to, co przed chwilą napisałam. Nasze psy skaczą, piszczą, praca nad emocjami idzie w pizdu. Co więcej, znikam na 3 sekundy świetlne w kuchni i już słyszę „Siad Maro. Siad, no siadaj. Siad!”. Myślicie, że nie ma z tego typu spotkań konsekwencji? Otóż mylicie się bardzo. Są. Wytłumacz dziecku, że za takie zachowanie raz nie dostanie cukierka, a raz całą garść. To jest bardzo proste. Zero-jedynkowe. Jeśli Ty gościu drogi powiedziałeś wiele razy „waruj” i pies posłuchał Cię z ociąganiem po piątej komendzie, to jak mam mu później wytłumaczyć, że ja życzę sobie szybko i to po pierwszej? Takich sytuacji jest tyle ile osób na imprezie i pomysłów w głowie. Dlatego łatwiej jest odizolować pupila niż prostować jego wybryki. Oczywiście nie zakładam ludziom złej woli. Tylko jeśli ktoś nie uprawia windsurfingu nie musi wiedzieć jak obchodzić się z deską by jej skuteczność sunięcia po falach nie malała. Kolejne zdziwaczenie z naszej strony. 

Bo emocje nad sztuczkami

Tu odnoszę się do etapu papita. Nie wnikam już w jaki sport chcielibyśmy w przyszłości uderzyć. Natomiast bardzo wiele osób zapomina, bądź nie przyjmuje do wiadomości tego, że psa trzeba nauczyć spokoju w domu. Sztuczki same w sobie nie są złe. Rozwijają, kształcą i zajmują kulkę w głowie. Natomiast nie wykluczają frustracji. Co więcej, czasami jeśli pies nie umie załapać o co Ci człowieku teraz chodzi, to są jej przyczyną. Dlatego by nie mieć później histerii, wycia, darcia szat, kładę bardzo duży nacisk na samokontrolę, wyciszenie i naukę… nudy. Dobrze widzicie, nudy. Kiedy to muszę wyjść do pracy i nie ma mnie wiele godzin, kiedy mam migrenę albo kaca i chcę by w domu było cicho. Dla mnie najważniejsze jest, by psiak umiał zapanować nad sobą w najtrudniejszych momentach, które wcześniej czy później pojawią się w jego życiu. Nie zaczynając tego od pierwszych chwil papita w domu, możemy utrudnić kolejne lata i sobie i Pimpusiowi. 


Bo najważniejszy jest przewodnik

I ostatnie, dla mnie najistotniejsze. Ważniejsze niż woda dla ryby, nowe buty dla kobiety czy słońce latem. No nie ma bata to jak wybranie odpowiednich podzespołów dla graczy. Bez tego się nie da. Kto ma być ważniejszy od pędzącego po lesie zająca, bawiących się innych psów, wiatru w sierści i kaczki na wodzie? TY! I choćby skały srały musisz osiągnąć ten punkt. Wiele osób teraz wzruszy ramionami. Przecież to proste – karmię, wyprowadzam, kocham (moje ulubione) i głaszcze. Jestem dla niego jak promyk. Ta, sromyk chyba. I właśnie tu się można pięknie przejechać, bo to jest najtrudniejsze. Pokaż mi palcem w parku Fafika, który zrezygnuje z harców z innymi psami na jedno przywołanie (bądź którekolwiek w kolejności) albo nie zrobi dwóch kroków w stronę właściciela by jednak się rozmyślić? Psy są jak małe dzieci. Podejmowane przez nie decyzje są dyktowane większą korzyścią, którą dostaną już teraz. Nie ma czegoś takiego, że specjalnie nie wracają wiedząc, że w domu pod wieczór przyjmą konsekwencje na klaty. To tak nie działa. To prosty wybór. Albo lody są fajniejsze albo suchy chleb. Trzeba sprawić, by zawsze być lodami. To są miesiące bądź lata pracy, Twojej człowieku. Wszystko zależy od charakteru psa i błędów jakie popełnisz po drodze. I nie polega to tylko na karmieniu pieska z ręki, brykania na spacery i zrobieniu kilku ćwiczeń dziennie. Polega to również na umiejętności wychodzenia z wielu opresji obronną ręką. Na przykład w powyższej sytuacji sfrustrowany Pan Janusz albo będzie krzyczał i tupał tracąc przy tym energię albo zamaszystym krokiem co zrobi? O zgrozo, pójdzie po psa i po kilku susach (bo Fafik ucieka i nadal świetnie się bawi – przecież Pan się przyłączył) zapnie czworonoga na smycz i wyruszy do domu! Nie, nie, tak nie. To w sumie bardzo łatwy przykład, jak to przewodnik musi nauczyć się panować nad nerwami i wylewającą się uszami żółcią. Należy się oddalić, uciekać i zacząć bawić się głośniej i zajebiściej niż ganiające futrzaki. Fafik nie wytrzyma jak zobaczy, że gdzieś jest mega fajniej! Prawie jak zasada drugiej zabawki. Ta Twoja zawsze jest lepsza. O te lody się właśnie rozchodzi, a on został z suchym chlebem. I jak przybiegnie to mu te lody dajemy. Następnym razem pies nie będzie widział drącego się Janusza ale kogoś, kto jest naj. Moje psy (pomijając błędy przy Marze) nie bawią się z innymi. Nie ma takiej potrzeby. To mnie mają od tego i to ze mną chcą spędzać czas. Bardzo ładnie to widać na chłopakach. Maro, nad którym poty wylewaliśmy już ponad 3 lata, nie widzi nic kiedy tylko wezmę do ręki zabawkę bo wie, że to będzie NASZ czas. Młody może stawać na betonowym łebku i strzelać fajerwerkami z ogona, a zostanie potraktowany przez Pręgusa jak ściółka leśna. Niestety u Rica ten etap musimy sobie jeszcze wypracować. DLATEGO NIE PSUJCIE NAM ROBOTY!!! Tak więc można to podsumować jednym słowem – motywacja. Takich sytuacji jest multum. Po tym jak mnie Maro przeczołgał po moim jestestwie emocjonalnym, mrocznych zakamarkach, żądzy mordu, pobitej dumy i szyderstwa z marzeń wydaje mi się, że wiele mogę znieść. I mogę powiedzieć, że udaje mi się. Czego życzę Wam również. 






Prześlij komentarz